detoks wątroby

Bez sprawnie działającej wątroby nie ma ani zdrowego mózgu, ani zdrowych jelit, ani zdrowej krwi, ani zdrowej skóry. Bezustannie obciążamy ją kolejnymi toksynami i czasem tylko po chorobach można zobaczyć, że organ nie nadąża z oczyszczaniem się, regeneracją i normowaniem działania całego organizmu.

Zioła, octy, porządne tłuszcze – wszystko to wspiera detoks wątroby, ale ja podejrzewałam, że potrzeba mi czegoś więcej.

Do tematu oczyszczania wątroby przez płukanie (tzw. liver flush) podchodziłam jak do jeża przez dobre dwa lata. Słuchałam opowieści znajomych i nieznajomych, miałam wewnętrzne przekonanie, że warto, a równocześnie bałam się samego procesu.
Bo jedną z rzeczy, których nie lubię w życiu najbardziej, to… hafty, do których w większości tych opowieści było bardzo blisko 🙂

Zaczęłam szukać różnych sposobów i okazało się, że prócz klasycznej procedury np. Moritza, o której za chwilę, ludzie stosują też łagodniejsze metody, które też są skuteczne. Ponieważ jestem tchórzem, postanowiłam od nich zacząć.

1. Łagodna metoda oczyszczania wątroby (wersja cwaniacka)
Przez 4 kolejne wieczory, jako ostatni posiłek w ciągu dnia (zamiast kolacji) należy wypić miksturę z 12 żółtek zmiksowanych 1:1 ze świeżym sokiem cytrusowym (grapefruit, cytryna, pomarańcza, itp.).
I to wszystko.
Super proste.
W czasie kuracji można normalnie jeść, byle nie jakoś wybitnie tłusto, a gdyby się dało jeść całkiem chudo i bez obiadu, to by było idealnie.

Powiem szczerze, że byłam mocno zaskoczona, bo koktajl okazał się całkiem znośny w smaku, więc wchodził mi dość gładko. Nie było mi niedobrze, spałam normalnie, ale… czułam się fa-tal-nie! Tak bardzo nie miałam siły, że ledwo wypełzałam z łóżka i już drugiego dnia chciałam dać sobie z tym wszystkim spokój. Może i to płukanie jest łagodne dla żołądka, ale wydawało się, że mój organizm ledwo zipie. Chyba tylko z chęci doprowadzenia eksperymentu do końca, postanowiłam doczołgać się do czwartego koktajlu i następnego dnia… dosłownie zmartwychwstałam!
Wstałam rano, co już samo w sobie było czymś niewiarygodnym, i słońce świeciło w mojej głowie, a 17-tonowy słoń, którego nosiłam na plecach przez poprzednią dekadę nagle się ulotnił. Nie mogłam uwierzyć, że nie muszę ze sobą walczyć, żeby wyczołgać się rano z łóżka i że przez cały dzień nie ciągnę nogi za nogą ani  nie myślę tylko o spaniu.
Nagle miałam tyle energii i taką lekkość w sobie, że aż mnie rozsadzało, a przez kolejne miesiące niewiele spałam, pozornie bez konsekwencji 😉

Zastanawiałam się, dlaczego efekt detoksu był aż tak dramatyczny i dotarło do mnie, że miałam za sobą mniej więcej dekadę pasienia się taką ilością leków, że tylko wątroba ze stali nie odniosłaby uszczerbku.
Ewakuowanie więc trucizn miało efekt prawdziwie spektakularny, którego potem już nigdy nie udało mi się powtórzyć, wnioskuję więc, że to pierwsze płukanie wyciągnęło mnie z najwyższego poziomu toksyczności. Podejrzewam też, że właśnie dlatego czułam się tak źle przez te cztery dni, bo wypłukiwane trucizny spływały do jelita i nie były wystarczająco szybko usuwane poza organizm.
W metodzie nr 2 naprawiłam ten efekt 🙂

Łagodna metoda ma tę zaletę, że skutecznie usuwa toksyny, z mojego doświadczenia jednak wynika, że nie ma na tyle wielkiej siły płukania, żeby przepchnąć kamienie żółciowe. Choć może gdyby zastosować sól Epsom albo jakąś Nospę, to może by też coś wypłynęło – pozostawiam to na liście 'do wypróbowania) 🙂

2. Agresywna metoda płukania wątroby (A. Moritz, H. Clark, B. Kazana)

W tej metodzie chodzi o to, żeby zebrać maksymalną ilość żółci i z siłą wodospadu wypchnąć złogi z woreczka, wątroby i udrożnić żółciowody.

Niektórzy mówią, że stosowanie tej metody częściej, niż raz na 6 miesięcy nie pozwoli się wątrobie zregenerować, inni robią taki detoks raz na tydzień przez rok i publikują zdjęcia garści zielonych kamyczków po każdym razie.
Moritz sugerował raz na 2-6 tygodni aż do punktu oczyszczenia, a ja postanowiłam powtarzać płukanie raz na miesiąc do czasu, gdy przestanę czuć ucisk w prawym boku (pojawił się dopiero po pierwszym płukaniu i utrzymywał do czasu wypłukania ostatnich resztek motylicy).

Dla niewtajemniczonych – cholesterolowe kamienie żółciowe powstają zarówno w woreczku żółciowym. Są zupełnie inne, niż kamienie nerkowe – właściwie wcale nie przypominają kamieni, to raczej twarde, zielone żelki 🙂
Jako twór składający się głównie z tłuszczu, unoszą się na powierzchni wody, miękną i rozpuszczają w cieple.
Im twardszy i ciemniejszy kamień, tym najprawdopodobniej starszy.
Należy mieć świadomość, że wątroba opakowuje toksyny i patogeny, których nie może się pozbyć, właśnie w tłuszcz, dlatego też w takich kamieniach można znaleźć i jaja pasożytów i bakterie chorobotwórcze i toksyny.

Można zrobić takie płukanie z marszu, ale mądra praktyka podpowiada, że lepiej się przygotować – najlepiej najpierw przez 1-2 tygodnie wpijać codziennie litr świeżego soku jabłkowego, porcję octu jabłkowego, który rozmiękcza kamienie i pomaga im się potem łatwiej ewakuować albo zażywać ok. 500 mg kwasu jabłkowego 3x dziennie.
Oczywiście, nie należy przeprowadzać takich akcji, gdy się jest chorym, bierze konkretne leki, jest w ciąży. Nie należy też płukać wątroby w czasie chemioterapii, bo może to znacząco zmniejszyć jej działanie.
Wiadomo – z głową, jak zawsze.

Mądrze by też było zarezerwować sobie na procedurę 2 dni, a przynajmniej mieć dzień choćby w połowie wolny w 'dzień po’. Spokój i wolna głowa są niezwykle pomocne, bo tu się trzeba rozluźnić.

Klasyczna metoda Moritza wygląda tak:

Potrzebne składniki:
– świeży sok jabłkowy lub kwas jabłkowy,
– 4 łyżki soli Epsom rozpuszczone w 3 szklankach wody,
– 1/2 szklanki niefiltrowanej, nierafinowanej oliwy z oliwek,
– 1/2 szklanki świeżego, klarownego soku z cytryny lub grapefruita.

Postępowanie:

  • przez tydzień przed zabiegiem należy wypijać jak najwięcej świeżego soku jabłkowego, jak się da (min. 1 litr) lub zażywać 500 mg kwasu jabłkowego 3x dziennie,
  • ok. 10:00 w dniu oczyszczania należy zjeść lekkie, beztłuszczowe śniadanie i od tego czasu już nic nie jeść,
  • ok. 18:00 wypić pierwszą szklankę rozpuszczonej soli Epsom (smakuje paskudnie, niektórym pomaga picie jej przez słomkę – mi nie 🙂 ),
  • ok. 20:00 wypić drugą szklankę rozpuszczonej soli Epsom,
  • ok. 22:00 wymieszać pół szklanki oliwy z oliwek z połową szklanki świeżego, klarownego soku z cytryny lub grapefruita, wypić i natychmiast położyć się na prawym boku, z lekko uniesioną głową i prawą nogą podwiniętą w kierunku brody – na tym etapie najlepiej się nie ruszać w ogóle, najlepiej byłoby w ogóle zasnąć,
  • rano wypić 1/2 szklanki rozpuszczonej soli Epsom i się odprężyć,
  • 2 godziny później wypić ostatnie pół szklanki rozpuszczonej soli Epsom,
  • NIC NIE JEŚĆ przez kolejne 2h,
  • wprowadzać posiłki powoli i zacząć od świeżych owoców, niczego tłustego.
    Niejedzenie nie jest wcale trudne, bo długo jeszcze nie odczuwa się głodu.

Moja zmodyfikowana wersja wygląda tak:

  • ocet jabłkowy piję stale, więc pomijam tygodniową część przygotowania,
  • w dniu płukania oczywiście nie jem w ogóle lub piję tylko kawę na śniadanie (ponieważ nie chadzam spać o 22:00, to cały proces mam przesunięty o kilka godzin,
  • wieczorem łykam sól Epsom napchaną własnoręcznie do żelowych kapsułek i popijam dużą ilością wody z octem, żeby jak najszybciej rozpuściły się w żołądku,
  • po dwóch godzinach powtarzam procedurę,
  • po kolejnych dwóch godzinach mieszam olej (niekoniecznie oliwę z oliwek – czasem olej z ostropestu, czasem olej lniany, czasem olej z wiesiołka – taki, który mam najlepszej jakości w domu) z jednym żółtkiem i sokiem cytrusowym – cytryna sprawdza się tutaj świetnie, ale i grapefruit i pomarańcza smakują naprawdę dobrze, a po zmieleniu w blenderze żółtko łączy tłuszcz z sokiem i powstaje naprawdę smaczna emulsja),
  • kładę się na prawym boku i przez pół godziny dodatkowo go czymś rozgrzewam (termoforem, butelką z ciepłą wodą, poduszką elektryczną, a ostatnio lampą na podczerwień), pozycja na plecach z lekko uniesioną głową też jest dobra,
  • idę spać,
  • rano płuczę jelito, dokonuje inspekcji znalezisk, wyciągam wnioski i wstaję z martwych 🙂

Absolutnie nie wolno być najedzonym. Wypicie tej mikstury wbrew pozorom nie jest trudne i nie powoduje mdłości. Poza jednym wypadkiem – gdy się nie ma pustego żołądka. Jeden, jedyny raz, gdy żołądek mi się zbuntował był wtedy, gdy uznałam, że tak dobrze mi idzie, że zjem sobie jeszcze obiad. Oj, jak żałowałam. Jak ja żałowałam. Więc odradzam gorąco 🙂 Tak poza tym, nie jest źle, naprawdę.
Przy okazji jest to jedyna metoda, przy której po po raz pierwszy poczułam pochód kamyków, które jak wagoniki przesuwały mi się w dół prawego boku. Bardzo ciekawe doświadczenie.

Dzień później należy ostrożnie wracać do jedzenia, najlepiej przegłodzić się jeszcze z pół dnia i dopiero potem powoli zacząć od lekkiego, nietłustego posiłku. Inaczej może się pojawić niestrawność i wewnętrzne postanowienie, że już nigdy więcej. Na pocieszenie powiem, że większość ludzi donosi, że jeszcze co najmniej przez pół dnia wcale nie jest głodna. To pomocne 🙂

Aha, no i jeszcze krytycznie ważne słowo na 'L’, którego nikt nie lubi, ale bez przepłukania jelit człowiek chodzi z jeziorkiem toksyn w środku i czuje się baaaaardzo źle, zaś po wypłukaniu go – jak nowo narodzony. Natychmiast. Niesamowita sprawa.
Najlepiej jednak wykonać ją przed i po zabiegu, wtedy otwiera się drogę do wydalania toksyn oraz łatwiej je później wypłukuje. Jeśli jednak miałabym wybierać, wybrałabym lewatywę 'po’.
Zamiast lewatywy można też zastosować środek przeczyszczający, typu sól Epsom, ale nie jest to ani wygodne, ani szybkie, ani skuteczne.

Przepis na lewatywę z kawy według córki doktora Gersona: przyjmować bez cukru i bez śmietanki 🙂

A tak na serio – 3-5 łyżek świeżo zmielonej kawy dobrej jakości, gotować pod przykryciem przez 15 minut w czystej wodzie, następnie rozpuścić w 1-1,5 litra chłodnej wody tak, żeby uzyskać temperaturę równą temperaturze ciała (absolutnie nigdy nie wolno wlewać gorących płynów do jelita, z kolei zimny płyn spowoduje skurcze i szybkie nieprzyjemności). 
I gotowe.
Przepisów na roztwory do wlewów jest tysiąc, można użyć też po prostu przegotowanej wody, ale akurat kawa słynie z tego, że wspomaga odtruwanie wątroby, dlatego nie jest złym pomysłem ani przed ani po.
Byle nie na noc, bo daje niezłego kopa!

Zachęcam też do chwilowego powieszenia skłonności do obrzydliwości na zewnętrznej klamce łazienki i założenia monokla odkrywcy – w wypłukanej treści jelit można znaleźć nie tylko zielone kamyczki (mój największy miał ponad 2 cm), czy robaki, ale też i niektórzy namierzą np. skórkę od pomidora, którego jedli ostatnio 10 lat wcześniej. To niezwykle pouczające doświadczenie dla człowieka, który chce się o sobie czegoś dowiedzieć. Można odkryć, że nie wszystko działa nam tak sprawnie i gładko, jak byśmy chcieli myśleć, i że w jelitach potrafią ukryć się niezłe niespodzianki, a co gorsza – tkwić tam latami.
Wiem, to nieprzyjemne, więc niektórzy myślą, że jeśli zamkną oczy i nie będą o tym myśleć, to sprawy nie ma. Ale jest i ma ogromny wpływ na stan zdrowia oraz samopoczucie. Warto więc się przemóc, przepłukać i rzucić jednym, choćby półprzymkniętym okiem. A inwestycja w gęste sitko i plastikowy widelec to naprawdę drobiazg 🙂

Jeśli po zabiegu nadal czuję ciśnienie w prawym boku, planuję powtórzyć zabawę w ciągu 2-4 tygodni.
Czasem wędruję do osteopaty, który rozluźnia napięcia wokół wątroby, a niekiedy opowiada, że czuje procesję uwalnianych kamyczków.
Lubię osteopatów.

Warto wiedzieć, że złogi nie odkładają się tylko w woreczku, ale tworzą się również w wątrobie, więc nawet po wycięciu woreczka ludzie wciąż miewają kolki przez zatkane żółciowody. Nie potrafię więc za skarby świata pojąć, skąd procedura jego wycinania. Dlaczego w ostrym stanie nie można woreczka otworzyć, oczyścić i zaszyć? Bynajmniej nie jest zbędnym organem i mój Mąż ma zapowiedziane, żeby pod żadnym pozorem nie pozwolić mi go wyciąć, gdyby zdarzyła się jakaś nagła sytuacja.
Andreas Moritz opisuje, że przeżył 40 ataków woreczka żółciowego zanim postanowił zacząć go płukać, a po pierwszym zabiegu zliczył chyba 3500 kamyków; powtarzał procedurę jeszcze dobre kilka razy i żaden atak już się nigdy nie powtórzył. Ataki są straszne i trwają nawet kilka dni, choć najdłuższy atak Moritza trwał 3 tygodnie, jednak w absolutnej większości przypadków wycięcie woreczka nie jest skutecznym długofalowym rozwiązaniem. Złogi tworzyć się będą nadal w wątrobie, a nieusuwane zatkają w końcu żółciowód dając identyczny efekt końcowy. Rozumiem, że czasem naprawdę trzeba, ale wydaje się, że to 'czasem’ powinno być poprzedzone chociażby próbą oczyszczenia organu, w miejsce odruchowego wycięcia.

3. Metoda 'coś pomiędzy’
Jeszcze jej nie próbowałam, ale zamierzam, bo nie ukrywam, że nie jest mi łatwo zorganizować się na metodę nr. 2 tak często, jak bym to uważała za potrzebne.
Metoda pośrednia opiera się na założeniu, że wystarczy rozluźnić przewody żółciowe i zmobilizować woreczek żółciowy do opróżnienia się zwykłym, tłustym jedzeniem.
Do akcji przygotowujemy się tak samo, jak powyżej, czyli należy się najpierw lekko przegłodzić, zjeść lekkie beztłuszczowe śniadanie (lub nie), wspomóc się solą Epsom lub Nospą, ale zamiast męczyć szklanę tłustego koktajlu, wystarczy zjeść kilka jajek albo wręcz same żółtka jak w metodzie nr 1.
Można to też zrobić rano i wtedy odpada problem 'niejedzenia przed’.
Niektórzy wręcz twierdzą, że sama sól Epsom wystarcza, żeby umożliwić złogom wypłynięcie kamieni i jest to coś, co przy odrobinie zaciętości i wytrwałości poszukiwacza złota, można potwierdzić lub obalić.

4. Profilaktyka jest jednak najlepsza i tu warto by było stosować zioła wzmacniające i odtruwające wątrobę (ostropest, mniszek, przetacznik, wrotycz, kurkuma, gotowe mieszanki), a w codziennej diecie uwzględniać dobre tłuszcze, które zmuszają woreczek do intensywniejszego wyrzutu żółci oraz kwasy, które rozpuszczają złogi. Nie jest błędem włączenie na stałe do diety świeżego soku jabłkowego, octu jabłkowego oraz octów ziołowych oraz np. oleju z ostropestu. Ważna dla wątroby jest też cholina. Stosowany na stałe kwas i tłuszcz w diecie będzie powodował stałe i łagodne oczyszczanie się układu żółciowego. Dramatyczne rozwiązania stosujemy wtedy, gdy są ewidentnie niezbędne: gdy stwierdzono istnienie złogów albo pojawia się 'kłucie w boku’, lub wręcz kolki oraz po odrobaczaniu. Wtedy faktycznie warto spróbować cały układ przepłukać, bo można uratować organ, który chirurdzy wytną bez mrugnięcia okiem.

Mikroskopijny odsetek ludzi sprowadza na siebie płukaniem atak kolki. Bardzo rzadko, ale zdarza się. Dlatego warto porządnie się do płukania przygotować, poświęcić czas na rozpuszczenie lub przynajmniej rozmiękczenie złogów tak, żeby potem mogły swobodnie wypłynąć. Jeśli dopilnujemy tej części oraz porządnego rozluźnienia żółciowodów (Epsom lub Nospa) i rozgrzania boku podczas leżenia (termofor, lampa infrared), to nie powinno być problemów.

W mojej ocenie ważne jest, żeby proces wspomagania usuwania złogów z wątroby i woreczka został na stałe włączony w tryb życia. To nie muszą być nie wiadomo jak spektakularne akcje, a właśnie pilnowanie, żeby w codziennej diecie znalazło się odpowiednie jedzenie zawierające zdrowe tłuszcze i kwasy. W taki sposób mobilizujemy wątrobę do stałego oczyszczania się i nie powinniśmy nigdy znaleźć się na stole chirurgicznym.

Czy lepiej płukać wątrobę przed czy po odrobaczaniu?         
Generalnie lepiej po, bo jeśli się okaże, że człowiek jest domem dla np. motylicy wątrobowej, to właśnie wtedy może się jej pozbyć. Wydaje mi się jednak, że profilaktyczne płukanie raz na 6-12 miesięcy jest potrzebne dzisiaj każdemu cierpiącemu na tzw. choroby cywilizacyjne.
Wypłukanie toksyn i odblokowanie przewodów żółciowych może dramatycznie poprawić stan w przypadku raka, problemów ze słuchem, artretyzmu, chorób skóry, cukrzycy, chorób serca i wielu innych, pozornie niepowiązanych dolegliwości. Nie można go wykonać jedynie u osób z chirurgicznie usuniętymi jelitami, czy ludźmi, którzy mają stent w woreczku żółciowym. No i ludzi na wspomnianej już wcześnie chemioterapii.
Poza tym, przepłukanie wątroby raz na jakiś czas ma szansę poprawić samopoczucie każdemu.

Q&A doktora Moritza na temat płukania wątroby: https://www.ener-chi.com/free-health-information/health-questions-answered-by-andreas-moritz/liver-flush-liver-cleanse/

A nasze prozdrowotne octy znajdziesz tutaj
Smak lata
29,00 
Antyoksydanty
29,00 
bez miodu
85,00 
Wit C + MSM 500
99,00 163,00 
Wit C 1000
91,00 155,00 

21 thoughts on “Płukanie wątroby (tzw. liver flush) – niezbędny detoks dla zdrowia.

  1. Meg says:

    UWAGA: Godzina 22 wynika z zegara fizjologicznego organizmu każdego z nas, nie można sobie tych godzin zmieniać w zależności od tego, o której mamy ochotę pójść spać. Te godziny wynikają z harmonogramu pracy wątroby – z czasu, w którym pracuje najbardziej intensywnie. Zmienianie godziny to ogromny błąd, wynikający z niezrozumienia fizjologii organizmu człowieka, w tym przypadku pracy wątroby!

      • Ania says:

        A jest kilka osób, które potrafią przeżyć pod woda bez tlenu 20 min. Zatem i z oddychaniem nie jest to tak do końca prawda 😉

      • ania79 says:

        Ja jestem osobą, która po bardzo skrupulatnie przeprowadzonym płukaniu metodą Moritza miała potężny atak kolki. Modliłam się, żeby już wycięli mi ten woreczek, a wiecie, nikt w szpitalu nie czekał na mnie z gotowym stołem operacyjnym. Operację miałam po ok. 2 tygodniach, bo w międzyczasie dostałam miesiączkę. Wycięty pęcherzyk żółciowy był powiększony i zaropiały, chirurg powiedział, że czas był najwyższy. Odtąd jestem ostrożna jeśli chodzi o przeprowadzane w domu amatorskie zabiegi zdrowotne…

        • Natalia says:

          U mojej cioci tez przesunęli operacje ze względu na miesiączkę.. dostała 40 st gorączki a woreczek żółciowy uszkodził trzustkę skąd wynik cukrzycy nr1.. do końca życia musiała brać insulinę. W 2021 zaszcz.się wiadomo na co pod presją domowników, zakrzepica zaczęła się od palców stóp, lekarze myśleli ze to gangrena. Operacja po której były komplikacje i zawał. Czyż szpital to nie umieralnia?

  2. Meg says:

    Dzień dobry!
    Spotkałam się z wypowiedziami, że te zielone tluszczowe/żelkowe wydalanie powstają na bieżąco po spożytej mieszance oliwy z solą Epsom. Czy to możliwe? Zaczelam mieć wątpliwości. pozdrawiam! 🙂

    • Kazimierz says:

      To byłoby możliwe, ale dopiero w temp kilkuset stopni, co w organizmie nie jest możliwe do zaistnienia.

  3. Mia says:

    Super info. Robie od wielu lat, teraz raz na rok, jakoś na wiosnę. Już mało co ze mnie wychodzi, pierwsze pare razy były ciekawe 🙂

  4. ania79 says:

    Ja jestem osobą, która po bardzo skrupulatnie przeprowadzonym płukaniu metodą Moritza miała potężny atak kolki. Modliłam się, żeby już wycięli mi ten woreczek, a wiecie, nikt w szpitalu nie czekał na mnie z gotowym stołem operacyjnym. Operację miałam po ok. 2 tygodniach, bo w międzyczasie dostałam miesiączkę. Wycięty pęcherzyk żółciowy był powiększony i zaropiały, chirurg powiedział, że czas był najwyższy. Odtąd jestem ostrożna jeśli chodzi o przeprowadzane w domu amatorskie zabiegi zdrowotne…

  5. Slawek says:

    Witam, mam dwa pytania:
    Czy plukanie mozna robic w przypadku dlugoletniej i zaawansowanej fascjolozy? Przeciez kanaly zolciowe moga juz byc bardzo zapchane?

    I drugie, moze i smieszne, ale serio nie wiem- dlaczego nie mozna robic oczyszczania po wycieciu jelita? To sie tyczy wyciecia calego jelita gdzie ma sie stomie, czy resekcji tez? Dzieki i pozdrawiam.

  6. kaznanska says:

    Ja płukałam. To, co wychodzi mnie przeraża. Mało tego, czuję, że nadal się tam jeszcze przesuwa… Czyści, co odzwierciedla to, co widzę w toalecie. To jest jakiś obłęd, że lekarze nie mają takiej wiedzy lub ( co myślę gorsza) mają, ale się nie dzielą. Osobiście, na podwyższone GGTP, billirubinę, żelazo we krwi i parametry czerwonokrwinkowe usłyszałam dosłownie: „coś się tworzy w woreczku, trzeba poczekać, aż urośnie”. To jest dramat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do listy Poinformujemy Cię kiedy produkt będzie znów dostępny.Proszę wpisać swój adres email poniżej.